Dzień 3
Wstajemy o godzinie 11, czy może troszkę wcześniej. Czekamy w namiocie aż przestanie padać, nie chce nam się wychodzić. W końcu przestaje, zbieramy się. Garnki umyte, my umyci super. Jedziemy cały czas wzdłuż E6. E6 jest na poziomie jeziora, niestety nasze objazdy nie. Góra, dół. Góra, dól. Masakra. Wleczemy się 4 na godzinę. Ale za to widoki piękne i obserwacje norweskie nowe. Pogoda brzydka, ale nie pada. Mijamy Lillehamer, nie wjeżdżamy. Sporo znaków z olimpijskimi kółkami i datą : 1994. Domki mijamy cały czas śliczne. Wydaje mi się, że oni po prostu tak mają, że budują tak ładnie. Nawet się nie zastanawiają i wychodzi domek jak z bajki. Wszystko drewniane. Szopy najczęściej czerwone, traktor wjeżdża po rampie na górę. Przed domostwem brama z grubych pniaków, skrzynki pocztowe w budce porośniętej mchem i zielskiem, dalej aleja, nierzadko obsadzona drzewami, no i te trampoliny. Wspinamy się dalej wzdłuż rzeki Losna, która ma zielonkawo niebieski odcień. Asia uważa, że jest toksyczna. Co do toksyn, to wodę bierzemy ze strumieni. W jednym była piana, więc zrezygnowaliśmy. Pod wieczór, ok 20 wyszło troszkę słońce, ale bardzo nieśmiało i szybko znikło. Zdążyliśmy zrobić zdjęcie tęczy po drugiej stronie doliny. Ok 22:30, kiedy szczytu kolejnego podjazdu nie było widać, postanowiliśmy się rozbić. Miejsce malownicze, widok rozpościera się na dolinę (a jesteśmy na sporej wysokości). Góry wyglądają jak zęby jakiegoś potwora, wiec chyba jedziemy po jego języku. Dlatego chyba tak mokro. Zastanawiam się czym Norweg mógłby się zachwycić podróżując po Polsce. Góry mają, morze maja, jeziora maja, lasy maja, no pałacu kultury nie mają. To może ten pałac? Aha kuchenka działa świetnie. Niestety white spirit pali się gorzej niż benzyna ekstrakcyjna (przynajmniej tak uważam. Myślałem że to to samo, ale okazuje sie, że white spirit to spirytus mineralny po polsku, a benzyna ekstrakcyjna w Norwegii nie jest tak szeroko dostępna i jest o wiele droższa) ale i tak super. Problem po prostu z rozpaleniem. Zapalniczka mi się stopiła (jednak później nauczyłem się rozpalać maszynkę o wiele szybciej; wystarczy nasączyć w nafcie jakieś puchate źdźbło trawy i je podpalić. Wówczas działa to jak knot świecy i natychmiast się zajmuje ogniem. Od takiego niby-knota zapala się z czasem reszta). I jeszcze jedno : Asia mówi, żebyśmy zamieszkali w Norwegii, bo tu jest sielankowe życie. Wygląda na to, ze Norwegowie nie pracują, tylko zajmują się pielęgnowaniem kwiatków, wyprowadzaniem psów na spacer (na wsi!) i sportami (dużo rowerzystów, co gnają, że ho ho). Tylko bełkoczą tu jakoś tak bez sensu. Buziaki. trip : 87, avg : 14.6, time : 5:56