-
Old post about canon remote
EDIT : this project is pretty old, and at that point I didn’t really know what I was duing in terms of electronics. So while IR LED driving circuit was probably messed up, the general idea worked.
-
tac
Tac command outputs file in reversed order (thus its name - it’s “cat” but backwards). And sponge is a pure magical one which acts as some kind of buffer which gets all the output and then puts it into whatever file in one go, completely removing its contents (this is how I get it - may be wrong). So one could output modified contents of a file to this file itself as so:tac diamond.dat | sponge diamond.dat
-
Lis
-
Bloki
Mamy na Jelonkach dwie piwnice. Do dziś był w nich potworny burdel, który posprzątałem i jeśli jeszcze nie zauważyliście, to właśnie się tym chwalę. Strasznie mnie to zmęczyło i zgłodniałem też porządnie, więc poszedłem do chińczyka hał-hała nieopodal, żeby wziąć coś na wynos. I tak sobie siedziałem na zewnątrz, pogoda ładna i tak dalej i jakiś taki dobry humor mi się zrobił. Siedziałem, patrzyłem w dal, gdzie wznoszą się ściany bloków po drugiej stronie ulicy, a nad nimi latają jaskółki. I pomyślałem sobie tak. Gdybym nie miał zupełnie nic i w ogóle nigdy bym niczego nie posiadał, to także nie znał bym takiego pojęcia jak sprzątanie. No bo co może wiedzieć o sprzątaniu ktoś, kto nic nie ma. Wyobraźmy sobie jakiegoś troglodytę, który jedyne co może posprzątać, to liście na trawniku, albo gałązki pod drzewem, ale ponieważ ani trawnik, ani drzewno nie należą do niego (bo nic do niego nie należy), to po co ma to robić. I z jednej strony szczęśliwy jest taki troglodyta, bo troglodyci są znani ze wstrętu do wiosennych porządków, ale z drugiej strony, kiedy przyjdzie na niego czas, i troglodyta zdechnie, to żadna rzecz, żaden kot w pustym mieszkaniu po nim nie pozostanie. Kiedy ja zdechnę, to zostanie po mnie mnóstwo niepotrzebnych śmieci, i ktoś może sobie coś weźmie i pomyśli o mnie chociaż. A jak cała ludzkość nagle zdechnie, to zostaną po niej te bloki, puste mieszkania, puste samochody, puste resztki czegoś, co kiedyś było cywilizacją. No i to w zasadzie to wszystko co wtedy wymyśliłem, bo żona hał-hała przyniosła mi w międzyczasie żarcie na zewnątrz i wróciłem do domu.
-
Przyjaciele w Radomiu
Kiedy się ma nową rzecz, na którą się czekało długo tak jak ja, to się tą rzecz oczywiście chce przetestować, nacieszyć, pobawić. Nie inaczej było w przypadku motocykla, tej piekielnej maszyny, którą nabyłem niedawno. Nacieszenie się nowym pojazdem polega na jeżdżeniu w tą i z powrotem, czasem w jakimś celu, a czasem bez. Kiedy już objeździłem całą rodzinę, pochwaliłem się krewnym i znajomym królika i o mało co nie przeziębiłem, powstał dylemat gdzie w następnej kolejności pojechać. Kiedy motocykla nie miałem, wyobrażałem sobie go jako remedium na wszystkie swoje niepowodzenia, sinusoidalne skoki humoru, czasem też całkiem spore dołki. Wyobrażałem sobie siebie jadącego sobie w dal i pogrążonego w swoich myślach, sam na sam ze sobą, odciętego od wszystkiego. Stety lub niestety myliłem się. Okazuje się bowiem, że jadąc na motocyklu człowiek jest (musi być) dwa, lub jeszcze więcej razy bardziej skupiony na tym co się dookoła niego dzieje niż w samochodzie. Tak więc jadąc na moto miałem teraz zupełną pustkę w głowie i jakkolwiek czerpiąc wielką przyjemność z podróży, moja głowa była jednak zaprzątnięta raczej tym, żeby nie dać się zabić, niż rozmyślaniami o sensie istnienia, czy jakichś tam innych pierdół. A Jechałem do Radomia Aleją Krakowską, czy trasą krakowską, jak zwał tak zwał. Radom to paskudne miasto, które pamiętam z dzieciństwa, ponieważ spędzałem tam wakacje u babci Janki i przez babcię, oraz jego paskudność odczuwam do niego spory sentyment (nie taki jak do P-na, ale zawsze). Uzbrojony w karteczkę z numerami tras (wracałem przez Kozienice) i listą miejsc do odwiedzenia (3 pozycje, ale mam słabą pamięć, stąd lista) pędziłem sobie wesoło na południe. Udało mi się tam dojechać w około godzinę, co jednak nie było zbyt rozsądne, jak potem uświadomiły mi żona i matka, no ale cóż.