• Wszystko ok

    Wylądowaliśmy wczoraj w Oslo. Lot samolotem super, ale byliśmy upakowani jak sardynki. Asia widziała puszczę kampinoską z lotu ptaka. Po lądowaniu poskręcaliśmy rowery, pożegnaliśmy się z Pawlem i Krzysiem i ruszyliśmy. Bankomat to minibank. Trudno wyjechać z lotniska. Na stacji kupiliśmy white spirit do kuchenki. Sprzedawczyni była Polką.

  • Troszkę mokro

    Jesteśmy 15 km przed Lillehamer. Kiedy wstaliśmy, padało, na szczęście szybko przestało i wilgotni ruszyliśmy koło 12 czasu polskiego (dopiero potem się okazało, że czas polski i norweski jest taki sam). Trochę nam się nasunęło obserwacji : domki są tutaj śliczne. Każdy ma drewniany domek w innym kolorze ład i porządek ogromny. Większość ma werandy, tam stół, kolorowe krzesełka, kwiatków dużo etc. Bajka. Nawet byłem w środku w jednym domku, kiedy poprosiliśmy o wodę. Drewno : mnóstwo rzeczy tu się robi z drewna. Ogrodzenia, każdy słup elektryczny, nawet ekrany takie przy drodze etc. Trampoliny : co 5 domek ma trampolinę na podwórku. Przedziwne. Ceny : już pisałem, ale dziś miałem nowy zawód. W Gjovik poszliśmy do minibanku (bankomat) a potem do maka. Zestaw bikmaka kosztował 90-coś, czyli 5 dych na nasze. Olałem. Dużo rowerzystów i motocyklistów. Asia zazdrości motocyklistom silników. Mówi też, że młodzież jest tu brzydka. Sporo ubiera się jak gangsterzy-raperzy. Z Gjovik ruszyliśmy ścieżką rowerową wzdłuż trasy nr 4. Jest tu mnóóóóstwo ścieżek rowerowych, ale nie są oznaczone dokąd prowadzą. Tym razem ścieżka się urwała, natomiast po tej 4rce zakaz rowera. Złamaliśmy, ale skręciliśmy na najbliższy objazd. Na mapie wyglądał ładnie, ale to było ogromne górzysko i drapaliśmy się 5 km przez godzinę. Potem w końcu trafiliśmy na dobrze tym razem oznaczony szlak do Lillehamer. Rozbiliśmy się na dzikusa na cypelku wrzynającym się w ogromne jezioro Miosen. Znaleźliśmy kąpielisko z ławeczkami, śmietnikiem i domkiem, który jest zamknięty (ale świeci się latarenka). Kąpiel w lodowatej wodzie (którą oglądamy dziś z góry cały dzień, bo jedziemy wzdłuż jeziora - ono ma chyba 100 km dlugosci i jak się później dowiedzieliśmy, jest największe w Norwegii). Obiadek zrobił kuchcik Asia (bo nasza załoga składa się z 2 osób : kapitan (ja) i kuchcik). Kisiel herba, czyści super. Pogoda nadal w kratkę, zlało nas parę razy, ale ok. Buziaki. trip : 85, avg 16.91, time 5h.

  • Dalszy ciąg dnia 1

    Potem już ruszyliśmy na dobre. Głupie G1 zawiesiło się właśnie teraz i zeżarło wiadomość. Wokoło lotniska trochę błądziliśmy. White spirit na stacji benzynowej, sprzedawczyni Polka. Ruszamy trasą 120 w stronę Hurdal. Norwegowie jeżdżą bardzo spokojnie, wyprzedzają nas w dużej odległości, albo się za nami toczą kiedy jest zakręt albo górka. Postój nad jeziorem, potem koło sklepu. Męczymy się bo cały czas podjazdy I zjazdy. W sklepie ceny masakryczne piwo 15 PLN, lód 10. Kupiłem loda i się podłamałem trochę. Pusto tutaj strasznie. Tzn. zabudowa jest cały czas, ale nikogo na ulicy nie ma. No ale jest sobota. Z Hurdal pomyliliśmy drogę i nadłożyliśmy 20km (wjazd I zjazd). Potem na drogę do Minesund (czy jakoś tak). O 23 znaleźliśmy miejsce na dzikusa, o 24 po kisielkach I liofilizatach (całkiem dobre) spać. Po 12 było jeszcze w miarę widno (półmrok). Dziś budzimy się i co? Leje. A wczoraj był taki upal. Napiszcie jakąś komcie żebyśmy wiedzieli że działa. Buziaki. trip : 75.6km, time : 4:34, avg : 16.52.

  • Wyruszamy

    Zaraz wyruszamy do Koczarg, skąd jutro rano pojedziemy (samochodem z przyczepką) na lotnisko. Trochę dziwne, ale nie czuję żadnego przedwyjazdowego napięcia, żadnego takiego poddenerowania i podniecenia przed długą wyprawą. Kiedyś, kiedy byłem mały wystarczyło zaplanować wycieczkę w nieznane rejony osiedla i już była wielka przygoda, no a dziś już nie jest tak łatwo (w szczególności osiedle mijam z obojętnością, bo jest brzydkie i dresi biegają). No ale cieszę się, bo będzie fajnie i ładnie. Licznik wyzerowany, sakwy dopięte (lewa 6.5 kg, prawa 11, środek, to nawet nie wiem). OK. Lece. Papa, może się odezwę jutro wieczorem, a może za 2 dni.

  • Moja mama i moje koleżanki

    …chcą czytać o mnie, a ja jestem głupim siurkiem. Tak powiedziała wlaśnie moja zona. Doceniam i podziwiam i w ogóle. Idziemy spać. Za 4 godziny wstajemy i jedziemy na lotnisko. Terminal 1 czy coś. Nie mam pojęcia jak się odnaleźć w tych wszystkich bramkach. Dobrze, że obsługa mówi po polsku. Nie wiem jak to będzie w Oslo. Aha. Byłbym zapomniał. Asia jest kochana i zapakowaliśmy się tylko dzięki niej, i mam o niej dużo pisać i ple ple ple. Żaby kumkają za oknem, dobranoc.